Wyprawa motocyklem Bośnia i Hercegowina 2010

Bośnia i Hercegowina nie była już tak dużym zaskoczeniem. Pewnie dlatego, że wjeżdżaliśmy tam z Serbii. A oba kraje wydają się być podobne. Podobne, choć nie identyczne. Najbardziej intrygowało mnie Sarajewo. Miasto, o którym każdy słyszał. Miasto, w którym rozpoczynały się największe konflikty XX wieku.

Ten wpis jest kontynuacją: Wyprawa motocyklem Rumunia, Serbia, Bośnia 2010 – wstęp

Odprawa paszportowa po stronie bośniackiej nie była super krótka choć już tradycyjnie mieliśmy szczęście, że nie było żadnej kolejki. Dobre 10min. zajęło strażnikom skanowanie naszych paszportów. Ale w tym czasie podszedł do nas inny i zaczął opowiadać, że sam jeździ turystycznie motocyklem. Że był na Nordcap, objechał kraje bałtyckie, a potem wracał promem przez Gdańsk. No proszę, zawsze jakiś miły akcent się trafiał.

Powoli wjechaliśmy do kraju. Już na początku zobaczyliśmy ruiny domów zniszczone wojną. Co ciekawe potem już takich obrazków nie widzieliśmy. Zwiedziliśmy malowniczą cerkiew z zabudowaniami klasztornymi. Przejechaliśmy przez większe miasteczko i naszym oczom ukazały się fantastyczne krajobrazy. Pamiętasz film o Władcy Pierścieni? W którejś części bohaterowie płyną rzeką pomiędzy górami. Zobaczyliśmy coś podobnego. Rzeka, a po obu stronach stromo wznoszące się góry. I nasza droga wijąca się na zboczu. Z mostami i tunelami. Coś pięknego. Aż żal tylko myśleć ile te góry, w ciągu swojego istnienia, widziały jak ludzie się sami mordują w kolejnych wojnach…

Do Sarajewa dojechaliśmy wieczorem. Pierwszy raz nie tak późno. Bez problemu znaleźliśmy hotel i poszliśmy zwiedzać miasto. Wybór hoteli jest całkiem spory. W samym centrum (rynek) jest drożej, ale oddalając się tylko trochę ceny mocno spadają.

Już od pierwszych chwil widać, że Sarajewo, to miasto trzech religii: muzułmanów (bośniacy), prawosławnych (serbowie) i katolików (chorwaci). Wprawdzie wg danych z wikipedii pozostałych religii jest tylko 4%, to można też zauważyć akcenty żydowskie. Rynek i okoliczne ulice to jeden wielki bazar. Niestety są tam rzeczy, które można spotkać w każdym europejskim mieście. Starocie przeplatające się z rzeczami nowoczesnymi. Te pierwsze to różnego rodzaju wyroby ze srebra oraz innych metali kolorowych. Ale takie babcine, pewnie pamiętające czasy wojen światowych. Takie same jakie można kupić na starych rynkach polskich miast. Nowoczesne, to ciuchy znanych europejskich marek i oczywiście telefony komórkowe. Jedynie w miarę lokalne akcenty jakie znaleźliśmy to perfumy (hmm, ale chyba tureckie) oraz koszulki z lokalnymi napisami typu „enjoy Sarajewo” oraz „Coexistence” stylizowane na znaki 3 najważniejszych religii. Szczególnie to ostatnie przypadło mi do gustu. Mam nadzieję, że mieszkańcy poważnie do serca wzięli sobie doświadczenia ostatniej wojny kiedy to Sarajewo było oblegane przez prawie 4 lata. Serbowie atakowali bośniaków z hasłami typu „to w co wierzysz określa kim jesteś” itd.

Rano wyjeżdżając już z miasta przejechaliśmy słynną aleją snajperów. Jest to nic innego jak główna ulica Sarajewa. Dwa pasy w każdą stronę, a po bokach wieżowce. Podczas oblężenia, w wieżowcach ukrywali się snajperzy i strzelali do wszystkiego co się ruszało. A czasem się ruszały dzieci, kobiety. Przemykające się po wodę, której w mieście brakowało. Część budynków została całkowicie wyremontowana. Głownie te biznesowe z napisami typu „Raiffeisen”. Ale te mieszkalne do dziś noszą ślady tragedii jakie tu się rozgrywały. A to ślady po kulach, a to wybita dziura przez coś większego kalibru – teraz tylko zamurowana cegłami. Czym więcej widziałem, tym większym jestem pacyfistą…

Po drodze na północ, do granicy chorwackiej, trafił się jeszcze fajny zameczek, który zwiedziliśmy. Zameczek był w świetnym stanie. Niedziwne, bo w takim miejscu, że chyba nigdy nie został zdobyty. Może najwyżej obrońcy zostali przepędzeni głodem po długim obleganiu. Zameczek był na szczycie górki i wąskimi uliczkami musieliśmy się tam wdrapać na naszych motocyklach.

Przejście graniczne minęliśmy jak zawsze szybko. W Bośni nikt już nie pytał o dowód meldunku (jak przy wyjeździe z Serbii).

Ciekawe linki:

Pozdrawiam. Tomek. 🙂

PS. Niestety Google Maps nie pozwala na wyznaczenie trasy w BiH, więc nie dałem tym razem linków do mapek. Ogólnie z Mokrej Góry w Serbii pojechaliśmy prosto na zachód do Sarajewa, a potem prosto na północ do Chorwacji przez Zenice i Doboj na Dakovo (HR). W Google nie widać tego przejścia granicznego, ale jest na papierowych mapach.

For some people, it’s second nature, for others, www.paperovernight.com/ it’s a real struggle

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.