Wow! Czasami sam siebie potrafię zadziwić 😉
Dotarłem do domu po tym jak ładny kawałek Europy objechałem. W 5 dni przejechałem jakieś 2,5 tyś. km. Postaram się jakieś podsumowanie zrobić i zebrać w całość doświadczenia dotyczące podróżowania po Ukrainie.
Nikt nie robił problemu z powodu zgubionej tablicy rejestracyjnej. Jedynie pytali się dlaczego nie mam. Może zachwycili się moim wykonaniem 😉 Z drugiej strony co można w takiej sytuacji zrobić. No przecież nie mogą mnie nie wpuścić jak wracam. Tak na logikę. Choć z przepisami to nie zawsze jest logicznie…
Wczoraj zwiedziłem Tarnopol. Miasto leży nad jeziorem, a właściwie to chyba jest rozlewisko rzeki. To co ciekawe, to większość wybrzeże tego jeziora jest zagospodarowana. Tak jak w Wawie z mozołem powstają bulwary wiślane, to tam jest tak wszędzie. Deptaki, knajpki, fontanny, parki. Chyba ze dwa dni potrzeba, żeby przespacerować to wszystko. Zdjęcia z komórki nie oddają jak tam jest ładnie..
W Chocim w karczmie piłem absolutnie genialny kwas chlebowy. Podany w kuflu z pianką, lekko chłodny. Wyglądał jak piwo. Akurat po zwiedzeniu zamku w koszmarnym upale, idealnie orzeźwiał. Próbowałem to powtórzyć w parku w Tarnopolu, kupując w budce lany z beczki. Niestety to już nie było to.
Z powrotem dziś rano ruszyłem do innego przejścia granicznego. Wjechałem w Hrebenne a wyjeżdżałem w Dołhobyczów. Wypasiony nowoczesny terminal. Po 6 korytarzy w każdą stronę. Ale co z tego jak działały 3 a właściwie to 2. Dwa były „all passports” a jedno, którym wjechałem było dla obywateli EU. Tylko, że ten obsługiwały osoby z dwóch pierwszych korytarzy jak sobie przypomnieli. A kontroli dokonują trzy różne osoby z Ukrainy i 3 różne w Polski. Więc to trwało ponad pół godziny mimo, że dla korytarza EU nie było kolejki. Po co te 3 osoby? Straż graniczna, cło i kto trzeci? No i każdy z tymi paszportami i dokumentami pojazdu idzie do swojego kantorku, coś wpisuje, sprawdza. I odprawa trwa… Nie dziwota, że takie są kolejki na tych przejściach. Natomiast na wjazd czekało z 50 aut. I tam pewnie nie było korytarza EU, więc autem trzeba grzecznie czekać. Pewnie kilka godzin. Masakra. Podobno szybki wjazd na Ukrainę jest w Krościenku, ale to trzeba sporo nadłożyć, żeby pojechać do Lwowa czy do Tarnopolu.
Zwracałem uwagę na drogi jakie były na trasie Tarnopol – Dołhobyczów. Generalnie były ok. Trochę było nowiutkich. Reszta standardu Warszawa-Garwolin. Tylko, że ruch dużo mniejszy, więc płynnie się jedzie mimo nierówności. W kilku miejscach autem trzebaby zwolnić bardziej. No i tu spotkałem te mityczne krowy chodzące po drogach Ukrainy 😀 . I to kilka razy. Tyle, że były to tereny wiejskie. Droga nie była nawet krajówką, tylko żółtą lokalną. Teren zabudowany, więc z ograniczeniem prędkości. Krowy nie wyskoczyły mi znienacka 😉 , tylko widziałem je z oddali, więc zwolniłem i powoli przejechałem. Moim zdaniem nic nadzwyczajnego. Podobnie trafia się np. w naszych górach. Tak więc – tragedii nie ma 🙂
Pozdrawiam,
Tomek