Może zaraziłem Cię bakcylem moto moim poprzednim artykułem. A może gdzieś indziej usłyszałeś, że motocykl nie służy do oddawania nerek, a ma znacznie ciekawsze zastsowania. Może kręci Cię przygoda w dalekich krajach. A może wizja umorusania w błocie nie daje Ci spać. Nie ważne z jakiej przyczyny, ważne, że chcesz rozpocząć swoją przygodę z motocyklem. Z własnym motocyklem.
Mnie to dotknęło 5 lat temu pod koniec wakacji. Znajomi opowiadali jak byli na motocyklach w Chorwacji, w Hiszpanii. Wcześniej nigdy o motocyklach w ogóle nie myślałem. Jedynie z czym mi się kojarzyły, to z szaleńcami robiącymi dużo hałasu na mieście. A tu wizja dalekich wypraw. Trafiło to u mnie szczególnie na podatny grunt, bo zawsze lubiłem podróżę – wcześniej samochodem. Jednak auto trochę już mi się przejadło. Może dlatego, że w Warszawie, gdzie używam auta w lokalnych celach, korki rosną z roku na rok. Sama jazda jest fajna, ale korki, wykańczają… Nawet dalekie podróże autem też już nie mają dla mnie aż takiego uroku, bo w trakcie całej drogi siedzisz nieruchomo w fotelu i tak jakoś mało się dzieje. 😉 Motocykl miał to zmienić.
Żeby nie denerwować żony nagłym pomysłem, postanowiłem podejść do tego metodycznie. Powoli, ale systematycznie, jak również żeby zminimalizować ryzyko. Mimo zamierzeń bezpiecznej jazdy, nie można zapominać, że jednak motocyklista w starciu z samochodem jest zawsze tym bardziej poszkodowanym. Dlatego od razu założyłem możliwie dużo nauki techniki jazdy. No i przejrzałem statystyki wypadków motocyklowych, żeby uspokoić żonę i siebie. Aktualne wyniki możesz przeczytać w poprzednim moim wpisie.
Przyjąłem następujący plan.
- Prawo jazdy.
- Motocykl.
- Doszkolenie z umiejętności.
Ponieważ była jesień, więc chwilę czasu do kursu na wiosnę miałem. Ponieważ autem jeździłem już od dawna, więc przyjąłem, że samo studiowanie kodeksu drogowego nie jest kluczowe. Jedynie trzeba sobie odświeżyć testy. Skorzystałem z serwisu internetowego: www.naukajazdy.pl. To jest coś co trzeba po prostu przerobić. Dotąd stukałem te testy, dokąd nie miałem pewności, że zdam egzamin teoretyczny za pierwszym podejściem. Szkoda czasu i sezonu na wiele egzaminów. No i trochę musiałem je postukać mimo, że myślałem nie wiadomo co o mojej znajomości przepisów drogowych 😉
Zapisałem się do szkoły jazdy SKORPION. Znajomy mi ją polecił. Podobno zdawalność powyżej przeciętnej. Akurat w sam raz dla mnie. Są różne teorie na temat wyboru szkoły. Niektórzy uważają, że lepiej wybrać renomowany ośrodek, który specjalizuje się w motocyklach i ponoć nauczą oni też więcej prawidłowych technik. Może i tak. Jednak dla mnie w pkt. 1 priorytetem był czas i zdanie egzaminu. Doszkolenie miałem w planie później.
Muszę przyznać, że zdanie egzaminu było łatwiejsze niż przypuszczałem. Naprawdę dużo godzin ćwiczyłem na placyku. Dotąd aż wykonywanie czyności typu zmiany biegów, ruszanie, hamowanie wykonywałem automatycznie. Trochę zrzymałem się, że tak późno wyjadę na ulice. Jednak jak już wyjechałem, to doceniłem to. Mogłem się koncentrować na tym co dzieje się na drodze, a nie na zmianie biegów.
Sama jazda po mieście była bardzo ekscytująca. Okazało się, że mimo długoletniego doświadczenia na drodze w aucie, w zupełnie nowej roli, robiłem szkolne błędy, typu wymuszanie pierwszeństwa na tramwaju. Na szczęście, jakoś się oswiłem z sytuacją i powoli zacząłem jeździć sensownie.
Dlaczego powiedziałem, że egzamin łatwo zdać? Ponieważ trasa jazdy egzaminacyjnej jest znana. Po prostu tą trasą jeździłem dotąd, aż przejeżdżałem ją idealnie. Potem na egzaminie zrobiłem po prostu to samo. Udało się 🙂
Odbyłem 21godz. jazdy. Łącznie na placyku i na mieście. Uważam, że z mniejszą liczbą, podchodzenie do egzaminu mogłoby się skończyć porażką. A weź pod uwagę, że miałem doświadczenie z jazdy autem. Uważam, że bez tego doświadczenia minimalna sensowna liczba godzin, to 30godz. Na pewno są osoby, które zdały po 20godz. Ale mi chodzi o to, żeby nie zdawać się na przypadek, a poza tym jednak w miarę swobodnie jeździć na motocyklu za nim zaczniesz to robić bez opieki instruktora.
Ile mi to wszystko czasu zajęło? Do szkoły zgłosiłem się w marcu. Prawko odebrałem pod koniec czerwca.
Pod koniec oczekiwania na prawko kupiłem motocykl. Było to Yamaha Virago 535. Bardzo sobie chwalę ten motocykl, mimo, że zmieniłem go na Yamaha TDM 850. Ale o wyborze motocykla napiszę szerzej w następnych artykułach.
Również pod koniec oczekiwania zapisałem się do szkoły jazdy dla posiadaczy już prawa jazdy, prowadzonej przez Michała Demczuka. Kurs pod okiem Michała odbyłem już z prawkiem i własnym moto. Zabawy było coniemiara, bo ćwiczenia były na trawce i na motocyklach crosowych. Były ćwiczenia upadania, manewrów, nagłego hamowania, omijania przeszkody. Niestety Michał już nie prowadzi szkoły. Skoncentrował się na serwisie i sprzedaży motocykli. Motocykle serwisuję u niego cały czas.
Następnym ważnym krokiem w doskonaleniu umiejętności było przeczytanie książki „Motocyklista doskonały”. Uważam, że każdy jeżdżący na moto powinien ją przeczytać i stosować.
Podobno największym wrogiem motocyklisty jest rutyna, a trochę czasu już minęło od poprzednich kroków podnoszących bezpieczeństwo, więc postanowiłem znaleźć i przejść jakiś kolejny kurs doskonalenia techniki jazdy na motocyklu. Mam już coś na oku. Zamierzam zrealizować to w czerwcu. O wrażeniach opowiem.
Do zobaczenia na szlaku. Pozdrawiam. Tomek 🙂